Sesja z Mężczyzną.
Klient nowy, ale historia stara jak świat.
Pełen sukces
Wymarzony dom, wspaniała Kobieta u boku, cele zawodowe i osobiste regularnie odhaczane. Kasa nie mieści się już na koncie, a samochody w garażu.
Niby wszystko się zgadza…
Tylko dlaczego ona „nagle” postanawia wypisać się z tej bajki o spełnionym życiu.
No właśnie dlatego, że pod tą powierzchowną bajką, kryje się smutna, samotna rzeczywistość niespełnienia. Brakuje połączenia, soczystej intymności, satysfakcji wynikającej z poczucia wspólnego podążania ścieżką najgłębszych pragnień.
Dla niego to zimny kubeł wody na głowę.
Nagłe przebudzenie.
Okazuje się, że codzienna sprawczość, zasoby i poczucie bezpieczeństwa to dużo za mało, by skompensować brak prawdziwej emocjonalnej i duchowej obecności.
Tu otwierają się co najmniej dwie drogi dla naszego męskiego bohatera.
Jeden stwierdzi, że to „zła Kobieta była”, znajdzie młodszą wersję swojego lustra i powtórzy ten cykl wielokrotnie – być może do końca życia.
Drugi się zatrzyma, podda refleksji. Zajrzy głęboko do swojego wnętrza. Spojrzy tam, gdzie bardzo nie chciał patrzeć przez całe dorosłe życie.
Często nie ma już innego wyjścia, bo brakuje życiowego prądu na kolejny cykl złudy. Pojawia się obezwładniające poczucie bezsensu, depresja, trudne myśli… z tymi o unicestwieniu siebie włącznie.
Już nie jest dorosłym Mężczyzną, lecz małym, porzuconym chłopcem w wielkim, dorosłym ciele.
Czasem w tym miejscu pojawia się pomysł na uzbrojenie siebie w dodatkowe męskie atrybuty. Wejdę na męska ścieżkę, pojednam się z nieobecnym ojcem, nauczę się rzucać toporem, rozpalę w sobie męski ogień…
i wówczas ją odzyskam…
lub zdobędę nową.
Falstart!!!
Nadal próbujesz budować sens swego istnienia w oparciu o relację z nią… CZYLI TAK NAPRAWDĘ Z MAMĄ.
Kiedy na sesji indywidualnej lub prowadzonym warsztacie spotykam zregresowanego, małego chłopca, który traci grunt pod nogami w chwili rozstania z partnerką, z 90% skutecznością obstawiam przyczynę, nie po stronie ojca i pierwiastka męskiego…
lecz w znacznie wcześniejszej relacji…
z matką.
Zanim chłopiec będzie gotowy by wejść w zdrową autonomię, w którą poprowadzi go ojciec i inni członkowie męskiego plemienia, potrzebuje nakarmić się i wysycić zdrową symbiozą, którą przeżywa w relacji z matką.
Jeśli ta potrzeba nie zostanie zaspokojona, powstanie w nim głębokie psychiczne rozszczepienie. Nieświadomie będzie próbował nakarmić się tą matczyną bliskością w relacji ze swoją partnerką, nie umiejąc zbudować równorzędnej, partnerskiej relacji z miejsca dorosły-dorosły.
Jednocześnie każda poważniejsza odmowa Kobiety, lub groźba rozstania, będzie go kontaktować z tą matczyną raną i podcinać fundament jego istnienia, zmuszając do coraz dalej idących kompromisów wyrzekania się swojej prawdy w imię utrzymania skrzywionej relacji. To jest właśnie istota wczesnej, symbiotycznej relacji z mamą. Gdy znikają opiekunowie, szanse dziecka na przetrwanie spadają do zera. Dlatego w miejscach konfliktu rezygnuje ono ze swojej autentyczności w imię przetrwania.
Gdy stoimy w swojej dojrzałości dorosłego i kochamy, a później się rozstajemy, to również boli. Czasem bardzo. Kończy się ważna relacja i etap życia. To wymaga przeżycia żałoby, opłakania, odbudowania na nowo systemu wartości i ponownego wejścia w życie z nową energią. Po to ewolucja wymyśliła smutek wycofujący nas na jakiś czas z życia społecznego do jaskini.
Taki dorosły smutek nie podcina jednak fundamentu egzystencji, nie regresuje do pozycji bezradnego niemowlaka, nie odbiera całkowicie sensu istnienia. Do tego jednak potrzebne jest zdrowe domknięcie tej symbiotycznej, współzależnej relacji z matką, które wdrukowuje w psychiczny rdzeń człowieka poczucie bezpieczeństwa, przekonanie że świat jest dobry, wspierający, karmiący, a ja zawsze sobie poradzę.
I nie mówimy tu o fasadowej pozie poczucia sprawczości i bezpieczeństwa – na które właśnie silą się wszyscy rozszczepieni w tym miejscu – lecz o immanentnym, niezależnym od zewnętrznych czynników odczuciu płynącym z głębi ludzkiej psyche.
To uzdrowienie symbiotycznej rany nie ma szansy dokonać się w relacji partnerskiej. Zwłaszcza jeśli odbywa się w całkowitym cieniu świadomości. Świadome Kobiety na odległość wyczuwają swoim radarem taką energię zregresowanych małych chłopców i z góry dziękują za zaproszenie od tego uwikłania w rolę mamusi i synka.
Te z niezrealizowanymi ambicjami matczynymi mogą nieświadomie przyjąć to zaproszenie (i wyzwanie), co również nie może się udać na dłuższą metę. Obojętnie jak dużo ona zainwestuje w to swojej energii życiowej, nie jest w stanie załatać tego wczesnego rozdarcia i deficytu. Ponieważ deficyt ten należy do wcześniejszej, pierwotnej relacji i tylko tam, w wewnętrznym obrazie „nosiciela” może być uzdrowiony.
Podobnie zresztą działa to w uwikłaniu w drugą stronę, czyli przy uwikłaniu tatuś – córeczka.
Rozwiązaniem jest uleczenie tej symbiotycznej rany. Nakarmienie tego głodnego demona w sobie. Odnalezienie i zintegrowanie tego zagubionego kawałka naszej psych, który odszczepił się w trudnych momentach rezygnacji z siebie w tej pierwotnej, kształtującej nas relacji.
Dopiero po uzdrowieniu tego kawałka, jesteśmy gotowi na samodzielne przyjęcie i zaopiekowanie naszego wewnętrznego dziecka (kolejny duży temat wewnętrznej zdrady dla wielu Mężczyzn), oraz wejście na drogę do ojca i budowanie zdrowej autonomii w oparciu o prawdę naszej Duszy.
Tym wszystkim właśnie (i nie tylko) zajmujemy się na warsztatach http://MezczyznaWPrawdzie.pl i podczas spotkań wewnętrznego kręgu http://MeskiePlemie.pl
Zapraszam i pozdrawiam
Kuba Bania Izbicki
Ps.
A jak tam u Ciebie z tą zdrową symbiozą… prowadzącą do zdrowej autonomii i stania w swojej Prawdzie?
Ps.
Udostępnij proszę, może ktoś z Twojego otoczenia nadal zastanawia się o co chodzi z tymi „złymi Kobietami”, co to nie chcą wchodzić w rolę mamusinego cy..usia